Sting & Shaggy: The 44/876 Tour

Nov
19
2018
Gdansk, PL
Ergo Arena
Share
Moc pozytywnej energii. Sting i Shaggy w Ergo Arenie...
 
Duet Stinga i Shaggy'ego to jedno z największych muzycznych zaskoczeń tego roku. Kiedy artyści ogłosili, że planują wspólną płytę, ich fani przecierali oczy ze zdumienia, jednak singiel "Don't Make Me Wait" szybko rozwiał wszelkie wątpliwości i udowodnił, że w tym szaleństwie jest metoda. Połączenie karaibskich rytmów z popowym brzmieniem okazało się też sposobem na świetną trasę koncertową, co udowodnił poniedziałkowy występ artystów w Ergo Arenie. 
 
Wydawać by się mogło, że muzyka Stinga i Shaggy'ego to dwa przeciwległe muzyczne bieguny, a ich przeboje tak zapadły w pamięć słuchaczom, że wręcz nie powinno się aranżować ich na nowo. Najwidoczniej Sting i Shaggy mają na ten temat inne zdanie, dzięki czemu światło dzienne ujrzał niezwykle świeży i zaskakujący muzycznie album "44/876", a artyści ruszyli we wspólną trasę koncertową.
 
Tytuł płyty nawiązuje do numerów kierunkowych - 44 dla Wielkiej Brytanii i - 876 dla Jamajki, choć kluczowa w tej współpracy jest właśnie Jamajka, która połączyła obu artystów. Shaggy z muzyką reggae i karaibską kulturą był zawsze blisko, za to Sting twierdzi, że zakochał się w Karaibach i właśnie tam napisał jeden ze swoich największych przebojów "Every Breath You Take". 
 
Trasa "The 44/876 Tour" to jednak nie tylko piosenki ze wspólnej płyty, ale też zupełnie nowe, zaskakujące aranżacje ich największych przebojów oraz sceniczne show, za które głównie odpowiada Shaggy. Warto to podkreślić, bo oprawa wizualna koncertu (oprócz bardzo efektownych świateł) jest raczej skromna - żadnych telebimów, wizualizacji czy efektów specjalnych. I choć z bliska robi to dobre wrażenie, to niestety widzowie siedzący w dalszych zakątkach Ergo Areny mogli być tym faktem zawiedzeni. Tak samo jak nagłośnieniem, które w sektorach nieco szwankowało. 
 
Koncert rozpoczął jeden z największych przebojów Stinga "Englishman in New York" w nowej wersji, nawiązującej brzmieniem do karaibskiego klimatu trasy. Była to duża niespodzianka dla fanów, a zarazem świetne wprowadzenie w klimat koncertu. Tego wieczoru mieliśmy okazję usłyszeć jeszcze wiele nieśmiertelnych przebojów Stinga zarówno solowych, jak i tych z czasów "The Police", w odświeżonych aranżacjach. Nie zabrakło "Message In A Bottle", "Shape Of My Heart", "Every Breath You Take" czy "Fields Of Gold" (podczas którego publiczność wzniosła w górę światła latarek). 
 
Chociaż wokalnie gwiazdą wieczoru był głównie Sting, to fani Shaggy'ego nie mieli powodu do narzekań. Jamajski gwiazdor to prawdziwe zwierzę sceniczne. Shaggy zabawiał publiczność, komplementował Polki, zagrzewał publikę do wspólnej zabawy, a nawet wcielił się w rolę srogiego prokuratora w trakcie piosenki "Crooked Tree". Oczywiście nie zabrakło też i jego przebojów, takich jak "It Wasn't Me", "Hey Sexy Lady" czy "Angel".
 
Przeboje Stinga i Shaggy'ego zostały przeplecione utworami z ich wspólnego albumu, takimi jak "Don't Make Me Wait", "Morning Is Coming" czy "Dreaming in the U.S.A.". Dzięki temu publiczność, która niekoniecznie dobrze znała najnowszy krążek miała okazję zapoznać się z nim, nie tracąc dobrego humoru, w który wprawiały ją dobrze znane przeboje.
 
Duży entuzjazm fanów wzbudził też utwór będący hybrydą "Boombastic" Shaggy'ego i "Roxanne" Stinga, zagrany jako finał koncertu. Publiczność nie pozwoliła jednak artystom tak szybko zejść ze sceny, wskutek czego dali oni dwa dodatkowe bisy. Ostatecznie koncert zakończył Sting z utworem "Fragile", przed którym wspólnie z Shaggym wznieśli toast polską wódką. Było to idealne zwieńczenie dwugodzinnego koncertu.
 
Wspólny projekt Stinga i Shaggy'ego to muzyka lekka, radosna i pozbawiona zbędnego patosu. To muzyczny powiew ciepłego wiatru wprost z Jamajki, którego tak bardzo będzie nam w Polsce brakować w najbliższych zimnych miesiącach. Nie jest to jednak klasyczne reggae, to muzyczna hybryda, którą próżno określać znanymi kategoriami. Eksperyment, który jednych zachwyci, a innych zniechęci. Poniedziałkowy koncert pokazał jednak, że tych pierwszych jest zdecydowanie więcej. 
 
Sting i Shaggy przyciągnęli do Ergo Areny tłumy, które udało im się zarazić pozytywną energią. Gdyby każdy tydzień rozpoczynał się tak udanym i radosnym koncertem, nikt nie narzekałby na poniedziałki.
 
(c) Tromiasto by Aleksandra Wrona
Comments
0

PHOTOS

img
img